Mitchell RTE
Chciałbyś poinformować o ciekawym i ważnym wydarzeniu? Wyślij info na Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.



protest wędkarzy– Nie pomogły setki podpisów turystów i mieszkańców Mazur. Zarząd Główny Polskiego Związku Wędkarskiego w Warszawie pozostał głuchy na apele społeczne oraz uchwały rad miejskich z czterech gmin powiatu piskiego. Pojechaliśmy nawet do Sejmu, ale jak na razie nasze wysiłki poszły na marne. Nie złożyliśmy jeszcze broni i nie powiedzieliśmy ostatniego słowa. Wyjdziemy na ulice Pisza, zablokujemy drogę krajową i powiemy głośne „nie” rabunkowej” gospodarce ZG PZW. Z definicji prawnej – zapowiadał w piątkowe (4 lipca) popołudnie Robert Barma, prezes Koła Wędkarskiego „Białka” w Białej Piskiej.


Wraz z nim o godz. 18.00, na ul. Grunwaldzkiej, protestowali wędkarze, parlamentarzyści, samorządowcy, przedsiębiorcy, zwykli ludzie, a nawet… kierowcy stojący w korkach.

– Czasami warto poświęcić się dla idei i postać trochę w korku. Popieram protest duszą i ciałem. Lubię ryby, to właśnie one są głównym powodem moich przyjazdów na mazurskie jeziora. Niestety, w ostatnim okresie coraz ciężej je wyłowić z wody. Szybciej można znaleźć rybę w sieciach kłusowników. Popieram zwiększenie zarybiania i zmniejszenie odłowów. To hamuje rozwój turystyki w waszym regionie – tłumaczy Robert Stefaniak z Warszawy, który wysiadł z samochodu i przyłączył się do blisko godzinnej manifestacji.

– Śląsk ma węgiel, a Mazury mają ryby. Nie możemy pozwolić na okradanie nas z dobra naturalnego. Chcemy promować turystykę wędkarską jesienią i zimą. To wydłuży sezon i przyniesie większe zyski firmom z branży agroturystycznej, hotelarskiej i pozostałym przedsiębiorcom. Zgodnie ze statusem Zarząd Główny Polskiego Związku Wędkarskiego jest stowarzyszeniem hobbistycznym, a w rzeczywistości zajmuje się tylko sprzedażą pozwoleń wędkarskich i dochodami z odłowów gospodarczych, m.in. na jeziorach Roś, Nidzkie i Orzysz. Prowadzą je wynajęte firmy prywatne, które łowią sandacze, szczupaki i inne ryby na tarliskach nawet w okresie ochronnym – uważa Robert Barma.

Według radnego powiatowego ZG PZW na zarybienie mazurskich jezior przeznacza kilkanaście razy niższe kwoty niż w innych rejonach kraju. Pobiera za to o wiele wyższe opłaty na zezwolenia wędkarskie.

– W ostatnich ponad dwudziestu latach nastąpił czterokrotny spadek wydajności rybackiej. Jeszcze przed transformacją ustrojową mieliśmy połowy na poziomie 30 kg/ha, a obecnie ten wskaźnik wynosi zaledwie 8 kg/ha. Aż 93% ryb pochodzi z hodowli i importu. To oznacza, że w mazurskich knajpach, smażalniach i wędzarniach zjemy rybę z Kazachstanu, Indii czy Zalewu Wiślanego. Popularny do niedawna sandacz obecnie występuje w ilościach śladowych. Zarząd Główny Polskiego Związku Wędkarskiego nie promuje wędkarstwa, a zleca swojemu pełnomocnikowi Gospodarstwu Wodnemu w Suwałkach odłów. Zajmują się nim byli wędkarze, prowadzący komercyjną działalność. Otrzymują za to dochód w wysokości 40% z tego co złowią – wyjaśnia Arkadiusz Siemieniuk z Orzysza, były prezes Zarządu Okręgu Polskiego Związku Wędkarskiego w Olsztynie.

Szansą na zmianę tego stanu rzeczy było spotkanie członków i prezesa Dionizego Ziemeckiego ZG PZW w Warszawie z przedstawicielami pięciu kół wędkarskich naszego powiatu, które odbyło się 19 marca w Starostwie Powiatowym w Piszu.

– Proponowaliśmy utworzenie na jeziorach Roś, Nidzkie i Orzysz wyznaczonych stref bez odłowów gospodarczych. Miały one obejmować przede wszystkim tarliska i zimowiska ryb oraz utrzymanie populacji ryb trudno dostępnych dla wędkarzy, tj. sieja i sielawa na stałym poziomie. Jednocześnie chcieliśmy pokryć z naszych składem członkowskich koszty użytkowania jezior i pomóc w utworzeniu Społecznej Straży Rybackiej. Liczyliśmy na kompromis i spełnienie obietnic, lecz skończyło się na okrojonej propozycji ZG PZW – wspomina Robert Barma.

– Nie ma takiej możliwości, abyśmy zgodzili się na wszystkie te wszystkie żądania. Kto będzie płacił podatki? Na marcowym posiedzeniu proponowaliśmy rozsądny kompromis, chcieliśmy wydzielić wyłączyć z połowów gospodarczych część jeziora Nidzkiego w zamian za zarybienie i ochronę. Myślałem, że dojdziemy do porozumienia, ale jak widać część osób woli wyjść na ulicę – mówi Zbigniew Bedyński, wiceprezes ZG PZW w Warszawie.

źródło: pisz.wm.pl

 

ŁodzieOkręg Polskiego Związku Wędkarskiego w Koszalinie pozyskał kolejne środki unijne w ramach programu operacyjnego RYBY 2007-2013. Ponad 61 tys. zł zostanie przeznaczone na zakup łodzi wędkarskich. Łodzie trafią do szczecineckiego „Jesiotra". Dzięki temu nasi wędkarze będą już mogli organizować zawody rangi ogólnopolskiej.

- Projekt nosi nazwę: „Wzmocnienie konkurencyjności i utrzymanie atrakcyjności obszarów zależnych od rybactwa poprzez zakup 30 łodzi wędkarskich wraz z wyposażeniem" – mówi „Tematowi" Dariusz Siubdzia, dyrektor biura Lokalnej Grupy Rybackiej „Partnerstwo Drawy" w Szczecinku. – Zadanie zostanie dofinansowane kwotą 61 569,75 zł, co stanowi 85 proc. wartości całego projektu.

- Umowa została już administracyjnie skonsumowana, teraz przymierzamy się do jej fizycznej realizacji – ujawnia „Tematowi" Andrzej Pilzek, prezes Koła Wędkarskiego PZW „Jesiotr". – Na zakup 30 najnowszej generacji łodzi wędkarskich, ze swoich związkowych pieniędzy, wyłożymy kwotę około 11 tys. zł. Całkowity koszt projektu przekroczy zatem 70 tys. zł. Każda z łodzi będzie z kompletnym wyposażeniem, tzn. z wiosłami, kapokami dla dwóch osób, linami kotwicznymi i kotwicami. Łodzie będą „parkować" w Szczecinku. Przygotowujemy się tez do zakupu przyczepy samochodowej, na której której będziemy mogli przetransportować kilka łodzi na raz na większe odległości.

Prezes Pilzek zapewnił również, że dzięki realizacji unijnego projektu i zakupu łodzi, szczecineccy wędkarze będą teraz mogli samodzielnie zorganizować zawody wędkarskie nawet klasy ogólnopolskiej.

- Pierwsze kroki w tym kierunku zostały już podjęte. W przyszłym roku chcemy gościć na Trzesiecku najlepszych specjalistów połowów spinningowych. Ale same plany, to jeszcze połowa drogi do sukcesu. Zawody Grand Prix Polski to potężne przedsięwzięcie logistyczne. Musimy mieć też akceptację Zarządu Głównego PZW. Jestem jednak przekonany, że podołamy zadaniu i do Szczecinka coraz częściej zaczną zjeżdżać najlepsi polscy wędkarze.

źródło: Temat Szczecinecki

Od 1 maja br. Regionalny Zarząd Gospodarki Wodnej w Poznaniu zaprzestał sprzedaży pozwoleń na wędkowanie na wodach niemających wyłonionego użytkownika rybackiego. Sprawa jest o tyle dotkliwa dla szczecineckich wędkarzy, że wielu z nich, którzy uprawiali dotąd swoje ulubione hobby m.in. na jeziorach: Wielimie, Drężno i Wierzchowo oraz innych atrakcyjnie położonych jeziorach w okolicy Szczecinka, jest "na zakazie". I to wszystko w przededniu wakacji.

Cześć wędkarzy zdecydowała się wstąpić w szeregi Polskiego Związku Wędkarskiego i łowić ryby na jeziorach szczecineckich. Potwierdził nam to prezes Koła PZW "Jesiotr" Andrzej Pilzek. Z kolei część "odeszła" do rybaków i łowi ryby na jeziorach administrowanych przez szczecineckie Przedsiębiorstwo Rybackie. Część jednak zdecydowała się czekać na zmianę sytuacji. Jak długo jeszcze?

- To jest wogóle jakaś granda - wyrokuje w rozmowie z "Tematem" burmistrz Szczecinka Jerzy Hardie-Douglas. - Znam problem, wiem, że ten "wyrok" na jeziora, m.in. w naszej okolicy zapadł po decyzji Najwyższej Izby Kontroli. Mimo to uważam, że wstrzymanie sprzedaży na połów ryb na tych wodach to absurd. To tak naprawdę szkodzi tym wodom, bo gdzie nie ma wędkarzy tam są kłusownicy. Reasumując: Jeżeli ktoś nawet nie zamierzał doprowadzić do takiej absurdalnej sytuacji to mimo to do niej doprowadził.

Burmistrz zapewnił, że podejmuje kroki, by pomóc naszym wędkarzom. - Znam problem, robię, co w mojej mocy - mówi J. Hardie-Douglas. - Jestem w stałym kontakcie z wiceministrem ochrony środowiska Stanisławem Gawłowskim. Jest on przychylnie nastawiony do wprowadzenia takich zmian, które umożliwiłyby wędkarzom powrót nad te jeziora. Jednak to nie takie proste, bo trzeba wpierw wprowadzić zmiany w obowiązującym prawie. Rozmawiamy na ten temat i mam nadzieję, że w ciągu paru tygodni ministerstwo znajdzie jakieś wyjście z tej absurdalnej sytuacji.

Jeszcze przed rozmową z burmistrzem dopytywaliśmy w tej kwestii w Ministerstwie Środowiska.

- Regionalne Zarządy Gospodarki Wodnej, również w Poznaniu (administruje jeziorami w okolicy Szczecinka - dop. red.) na polecenie szefa Krajowego Zarządu Gospodarki Wodnej wstrzymały sprzedaż pozwoleń na amatorski połów ryb, realizując zalecenia pokontrolne NIK. Obecnie nie ma możliwości wznowienia sprzedaży zezwoleń na amatorski połów ryb bez zarzutu prowadzenia nieracjonalnej gospodarki rybackiej - mówi "Tematowi" Michał Milewski, rzecznik prasowy Ministra Środowiska.

- Mimo to KZGW podejmuje starania zmierzające do doprowadzenia do sytuacji, w której możliwe byłoby prowadzenie amatorskiego połowu ryb na wszystkich wodach zgodnie z postanowieniami ustawy o rybactwie śródlądowym. Jednak przeprowadzenie zmian przepisów ustawy o rybactwie śródlądowym należy do Ministra Rolnictwa i Rozwoju Wsi.

Totalna urzędnicza niemoc? Wędkarski pat? Wydaje się, że jedno i drugie. Póki, co wędkarze nie mogą iść na ryby, bo narażają się na wysokie grzywny i kary nakładane przez sądy.

- Stosujemy zasadę "zero tolerancji". Dlatego nie ma i nie będzie żadnej taryfy ulgowej dla kłusowników. Bo wędkarz łowiący ryby bez pozwolenia jest po prostu kłusownikiem. My po prostu ochraniamy wody, tego wymaga nasza służba - mówi nam anonimowo jeden z funkcjonariuszy Państwowej Straży Rybackiej w Szczecinku.

źródło: Temat Szczecinecki

Jest kolejny protest w sprawie budowy elektrowni wodnej na Bystrzycy. Wędkarze domagają się zmian w projekcie tłumacząc, że ta inwestycja może zagrozić rybom.

Mała Elektrownia Wodna to pomysł lubelskiej spółki Hydrowatt. Instalacja ma powstać na jazie na wysokości zlikwidowanej Cukrowni Lublin. Właśnie tu spiętrzona woda napędzać ma turbiny. Niespełna miesiąc temu firma dostała od Urzędu Miasta tzw. pozwolenie wodnoprawne, o które zabiegała przez dwa lata. Teraz znów nie może być pewna, że jej plan się powiedzie. Decyzję Ratusza zaskarżyli wędkarze.

– Chodzi nam o to, by nikt nie zapomniał o stworzeniu przepaski, która umożliwi swobodną migrację ryb żyjących w Bystrzycy. Zarówno w dół, jak i w górę rzeki – tłumaczy Andrzej Borkowski, dyrektor Zarządu Okręgu Polskiego Związku Wędkarskiego. – Takie przejścia są wymagane przez przepisy.

– W Bystrzycy żyją ryby karpiowate i łososiowate. To głównie klenie, jazie, certy i pstrągi – wylicza Jakub Kłos, ichtiolog z Polskiego Związku Wędkarskiego. – Przepaska to takie obejście elektrowni, dodatkowy przepływ znajdujący się z boku spiętrzenia. Dzięki temu ryby nie wpadają na turbinę i możliwa jest ich swobodna migracja – dodaje. Kłos przyznaje, że takie urządzenie może ograniczać możliwości piętrzenia wody na rzece.

To kolejny problem z tą inwestycją. Wcześniej na piętrzenie wody nie zgadzał się Urząd Miasta. Tłumaczył, że nie ma pewności, czy elektrownia nie będzie stanowić zagrożenia dla domów znajdujących się przy ul. Wapiennej położonej niedaleko Bystrzycy.

Spółka Hydrowatt odwołała się od tej decyzji i to na tyle skutecznie, że sprawa wróciła do ponownego rozpatrzenia przez miasto. Procedury ciągnęły się miesiącami, bo urzędnicy chcieli mieć dodatkowe ekspertyzy. Ostatecznie zgodzili się na powstanie elektrowni pod warunkiem, że inwestor zbuduje dodatkowy rurociąg odprowadzający wodę z ul. Wapiennej do Bystrzycy poniżej miejsca spiętrzenia. Drugim warunkiem była budowa dodatkowej pompowni po stronie ul. Dzierżawnej.

Odwołanie złożone przez PZW wpłynęło już do Urzędu Miasta. – Przekazaliśmy je do rozpatrzenia Regionalnemu Zarządowi Gospodarki Wodnej w Warszawie – informuje Beata Krzyżanowska, rzecznik prezydenta Lublina.

żródło: Dziennik Wschodni

Brak współpracy zarządu okręgu z kołami wędkarskimi, a właściwie ich lekceważenie, do tego śmiesznie niski poziom zarybienia 45 hektarowego zbiornika. Wędkarze z Międzyrzeca Podlaskiego maja dość polityki, którą uprawia bialski okręg Polskiego Związku Wędkarskiego.

W niedzielę 18 maja członkowie wszystkich kół wędkarskich podległych PZW spotkali się w sali konferencyjnej urzędu miasta, aby porozmawiać o stanie międzyrzeckich wód. Niebawem też kończy się też termin użyczenie akwenu PZW i okręg wystąpił do burmistrza o jego przedłużenie.

Sprawa skomplikowała się, gdy w 2013 roku miejscowi wędkarze zaczęli mówić o utworzeniu stowarzyszenia. Dostali wówczas obietnicę burmistrza Artura Grzyba, że gdy otrzymają poparcie większości wędkarzy, przekaże im wodę. Zarząd okręg PZW na wieść o tym, że może ją stracić nie zarybił żwirowni w ubiegłym roku, a narybek rozdysponowano na innych zbiornikach. – Wzięliście pieniądze ze składek, ale ryby nie daliście – buntowali się

Wszyscy nie kryli oburzenia, że nie przyjechali przedstawiciele szefowie zarządu, choć byli zapraszani. Wydelegowano osoby, nie były władne podjąć żadnej decyzji. Burmistrz Grzyb przekazał przedstawicielom okręgu projekt umowy, na odpowiedź czeka do końca maja.

Przejęciem wody zainteresowane jest także Międzyrzeckie Towarzystwo Wędkarskie „Żwirek" . Podczas spotkania przeprowadzono głosowanie. 41 osób było za tym, aby wodę przekazać „Żwirkowi", 15 chciało, aby dalej gospodarował nią PZW, ale na nowych zasadach. 20 osób nie doczekało głosowania. Obecny na spotkaniu poseł Stanisław Żmijan, który przysłuchiwał się dyskusjom powiedział, że sprawa trąci skandalem. Poprosił Cezarego Piecyka, prezesa „Zloty Karaś" o ksero dokumentów i obiecał, że będzie interweniował w u ministra rolnictwa, a jeżeli będzie taka konieczność sprawą zainteresuje Najwyższą Izbę Kontroli.

źródło: Słowo Podlasia

śnięte rybyPonad tonę śniętych ryb wyłowiono z jeziora Drużno i dopływającej do niego rzeki Wąskiej. A to jeszcze nie koniec. W skażonej wodzie nie ma już żywych ślimaków czy małż. - To katastrofa ekologiczna – mówi Krzysztof Cegiel, dyrektor biura Polskiego Związku Wędkarskiego
w Elblągu. Skażenia o takiej skali nie pamiętają najstarsi wędkarze.




- Ponad tydzień temu zaczęliśmy dostawać od wędkarzy pierwsze sygnały o śniętych rybach – opowiada Krzysztof Cegiel z PZW w Elblągu. - Pojechaliśmy i potwierdziliśmy ten fakt. Natychmiast powiadomiliśmy też o nim Wojewódzki Inspektorat Ochrony Środowiska delegaturę w Elblągu. Zostały pobrane próbki wody do badania. Od tego czasu w wodach, zarówno jeziora Drużno, jak i rzeki Wąskiej zaczęło pojawiać się coraz więcej śniętych ryb – kontynuuje. - Do tej pory wyłowiliśmy ich ponad tonę, a podejrzewam, że drugie tyle zalega jeszcze w wodzie. To ryby z gatunku: szczupak, sandacz, lin, węgorz, boleń.
Są też gatunki objęte całkowitą ochroną np. różanka. Ale ta katastrofa dotknęła również ślimaki, małże, cały świat zwierzęcy w tym rejonie - podkreśla.

śnięte rybyOkręg PZW w Elblągu jest prawnym użytkownikiem rzeki Wąskiej i jeziora Drużno. Jest on więc odpowiedzialny za oczyszczenie akwenu. Skażeniu uległa woda na 10-kilometrowym odcinku rzeki i na 200 ha jeziora. Akcja wyławiania śniętych ryb będzie kontynuowana jutro.
- Śnięta ryba traktowana jest jako odpad niebezpieczny więc na polecenie powiatowego lekarza weterynarii w Elblągu, poprosiliśmy o pomoc firmę, która ma stosowne uprawnienia do utylizacji – wyjaśnia Krzysztof Cegiel. - Koszt dotychczasowy to 1900 zł i zostanie pokryty z pieniędzy naszego stowarzyszenia.
My też rokrocznie zarybiamy jezioro, teraz będziemy musieli zwiększyć tę pomoc, co również nie pozostanie obojętne dla naszych funduszy. W przypadku ustalenia sprawcy – na sto procent - będziemy dochodzić odszkodowania – zapowiada szef Polskiego Związku Wędkarskiego w Elblągu. - Pracuję w PZW 25 lat i nie pamiętam takiej katastrofy. Kolega, który mieszka w pobliżu jeziora Drużno od 45 lat również nie pamięta śnięć ryb, a tym bardziej na tak dużą skalę.

Jezioro Druzno to unikatowy w skali kraju obszar rezerwatu przyrody i Natury 2000.
- Zbieramy informacje o ty, co się tu wydarzyło. Zostały pobrane próbki do badania, ale bez wyników nie możemy określić przyczyny śnięcia ryb – wskazuje Beata Woźniak, specjalista w Regionalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska, oddział w Elblągu.
Badaniem próbek zajmuje się Wojewódzki Inspektorat Ochrony Środowiska w Elblągu. Pierwsze wyniki wskazują, że ilość tlenu w wodzie była wystarczająca, jej pH właściwe, teraz próbki będą więc badane pod innym kątem.
Powiatowy lekarz weterynarii wykluczył przyczyny chorobowe śnięcia ryb.

źródło: Elbląska Gazeta Internetowa